poniedziałek, 3 września 2012

1 Nukon i szczotka do czesania

Dwustronna szczotka, która służyła kilku pokoleniom moich włochatych przyjaciół, przeszła na emeryturę. Trzeba było spojrzeć na nią po raz ostatni, wyrzucić do kosza na śmieci i, jako że zima za pasem i tracenie sierści prawie że u bram, należało wybrać się na poszukiwania nowej.

Od razu pomyślałem o sklepie przy deptaku. Przechodząc wielokrotnie koło niego, widziałem na wystawach bogaty wybór towarów, które sprostałyby wymaganiom rozpieszczonej Nukon. 

Bo to jest tak...

Jeśli już, powtarzam, jeśli już, uda się namówić Nanuka na czesanie, czasami trzeba go o tym poinformować dwa lub trzy dni wcześniej, by pogodziła się z ciałem obcym penetrującym jej sierść, nie oznacza to, że osiągnęliśmy sukces. Broń Boże. Przede wszystkim należy ją ustawić w odpowiednim miejscu. Pisząc odpowiednie miejsce, mam na myśli miejsce z widokiem na ulicę. Żadne inne nie wchodzi w rachubę. Nanuk wychodzi z założenia – coś za coś. Ja widzę ulicę i potencjalną ofiarę do obszczekania, ty możesz robić mi rechemeche na grzbiecie. Po drugie, szczotkowanie należy przerwać za każdym razem, gdy Nanuk uzna, że musi pobiec do bramy, nawet bez powodu i zaszczekać dla zasady. Potem wraca, ustawia się w poprzedniej pozycji i zezwala na dalsze szczotkowanie. Po trzecie, raz po raz odwraca głowę [mój pies nie ma łba], spogląda maślanymi oczyma, co oznacza, że czas na małą kosteczkę, która była obiecana. Pamięć ma jak słoń! Kupujemy takie specjalne, do szkolenia, które w zupełności zaspokajają jego potrzebę małej przekąski. 

Kiedy jest gotowa, wykonuje rundę objazdową dookoła podwórka, najczęściej są to trzy okrążenia wykonywane na przyspieszeniu zwanym Nukon speed, potem wraca i pozwala się sobą pozachwycać. Oczywiście, jak to w rodzinie, w której każdy ma fizia na punkcie zwierzaka, wszyscy mają cos do powiedzenia.

-         Teraz wyglądasz jak modelka – mówi najczęściej Mama.
-         To jest modelka – mówi Tata, mając zupełnie inne znaczenie tego słowa.
-         Cudownie. Teraz jesteś piękna – mówi Siostra.
-         To trzeba sfotografować – mówię ja.

Nanuk patrzy na nas wielkimi oczyma i on także ma coś do powiedzenia, i każdy wie też co.

- Pewnie, modelka. Najpierw czeszą i każą stać nieruchomo w miejscu, a potem jakiś wariat biega dookoła mnie z aparatem i szuka odpowiedniego światła. 
 

Wszedłem więc do długiego sklepu, o mało nie zderzając się ze stoiskiem z gryzakami dla psów. Skończyło się na uderzeniu głową w plastikowe jabłko, a w zasadzie ogryzek, który tak przypadł mi do gustu, że zdjąłem go i począłem rozglądać się za kolejnym gadżetami. Nie było tego, czego szukałem, a i sam ogryzek odstawiłem na miejsce. Nukon poradziłby sobie z nim w dziesięć minut. Kiedy ostatnio kupiliśmy mu zabawkę na chińskim markecie, załatwił ją w dwie minuty, zostawiając po zgrabnej gumowej kości stertę kawałków. Był to dla nas wyraźny znak: No more zabawek made in Chine. Kibicuję hasłu Free Tybet!
 
Podszedłem do lady, jak tylko dwie kobiety zwolniły miejsce, i zapytałem o szczotkę do czesania. Żadna nie rzuciła mi się w oczy podczas drobnego rekonesansu i od razu zatęskniłem za starymi czasami, kiedy wszystko dla pupili kupowałem w małym sklepiku po schodkach zaraz przy moście przerzuconym przez małą rzeczkę.

-         Jaką? – zapytała miła ekspedientka. I tu zaczęły się schody.
-         Do czesania. Taka obustronną. – To było logiczne.

Pani zanurkowała pod ladę i rozpoczęła żmudne poszukiwania.

-         A jaki to pies?

Nie pies, ino szatan wcielony, spryciarz i huncwot, przyszło mi na myśl, ale cechy charakteru chyba nie mają wpływu na dobór szczotki.

-         Pies – skłamałem.
-         Jaki?

Jaki, jaki? A po co to komu?

-         No wie pani, ze schroniska – chrząknąłem.
-         A rasa jakaś jest?
-         Pewnie że jest.
-         Jaka?
-      Wielorasowiec europejski – odparłem nauczony przez mamę koleżanki ze szkoły średniej, która wbiła mi do głowy, że nie istnieje coś takiego jak mieszaniec. Wielorasowiec europejski, mieszaniec to może być ciasto, a nie zwierzę.
-         A duży?
-         No taki.

Nakreśliłem w powietrzu coś w rodzaju prostokąta. Kobieta wytrzeszczyła oczy, a szczotki, które znalazła, o mały włos nie wyślizgnęły jej się z dłoni.

-         No może mniej kanciasty, niż to przedstawiłem gestem

Wykonałem ponowny szkic w powietrzu, zaokrąglając kilka kantów. Sprzedawczyni skinęła głową.

-         Czyli normalny? – zapytała.
-         No nie do końca – mruknąłem. – Tak, normalny – odparłem jednak na głos.

Pani wystawiła na ladzie sklepowej kilkanaście szczotek.

-         I co? – zapytała. – Coś się nadaje?

Oczywiście że się nie nadawało. Wszystko było zbyt... prymitywne, kiedy mi się marzyła szczotka z prawdziwego zdarzenia. Szczotka niemalże epicka, taka od której nie uciekałby Nanuk lub na widok której nie myślał, że mam zamiar obedrzeć go ze skóry.

-         Mało co – odparłem.
-       A może to? – pokazała coś, co kształtem przypominało zgrzebło. W pierwszej chwili nawet mi się spodobało, ale kiedy dotknąłem dość rzadkiego włosia, uznałem, że jest za ostre. Mógłbym tym szorować popękane pięty, ale nie najlepszego przyjaciela człowieka.

Chociaż moje poszukiwania skończyły się fiaskiem, bo żadna z zaproponowanych mi szczotek do czesania nie odpowiadała mojemu wyobrażeniu idealnej szczotki, udało mi się zapoznać z nowymi trendami panującymi w pieskim świecie mody.

cdn

4 komentarze:

Mrówka pisze...

Mój Don Gustawo też nie lubi czesania. Krnąbrne te nasze przyjacioły, oj krnąbrne:)

Unknown pisze...

Ale głaskanie pewnie lubi:D

Mrówka pisze...

Oj, to też nie zawsze, ale lubi mizianie buźką o moją buźkę i noski noski eskimoski:)

Unknown pisze...

Moja też niby lubi nosy, ale czuję, że bardziej odgryzać:)